wtorek, 25 marca 2014

fifth

*~Amelia~*
– Mam nadzieję, że to zrozumiałaś. Nie jestem w stanie opowiedzieć ci całej historii pana Stylesa. Są to poufne informacje, ale wszystko, co powiedziałem, powinno pomóc ci ujrzeć, dlaczego jest on taki wobec ciebie. – Pokiwałam głową, kiedy sierżant Stevens to powiedział.
– Cóż, pan Styles… Harry– poprawił samego siebie, jego duża dłoń przebiegła po jego łysinie.– Cierpi na ZOK. Wiesz, co to jest?
– Zaburzenia obsesyjno-kompulsywne? Myślałam, że ludzie, którym to dolega, mają manie na punkcie bałaganu i zarazków?– Zapytałam nieświadomie, a on zachichotał cicho.
– Nie, moja droga. ZOK może mieć wpływ na wiele różnych rzeczy, również takie, o których przed chwilą ci powiedziałem. Sprawia, że ludzie mają obsesję na punkcie rzeczy, a nawet ludzi. Ich myśli obejmuje, jak ty to powiedziałaś… mania na punkcie człowieka, na którego ma się obsesję. Staję się to czymś na rodzaj… fiksacji. – Pokiwałam niepewnie głową, kiedy on wyjaśnił.
Moje tętno wzrastało, z każdym wypowiedzianym słowem.
– I myślisz, że Harry czuje to do mnie? – Wyszeptałam, moje dłonie zrobiły się mokre od potu.
– Tak, mam powód by tak twierdzić. To nie pierwszy raz, kiedy Harry się tak zachowywał i zwykle, pomoc mu, zajmuje kilka lat.
Pokiwałam powoli głową. Przetwarzałam każde słowo, które wyszło z jego ust. Lata? O mój Boże.
– Ma również zaburzenie dwubiegunowe, które są wyjaśnieniem jego wybuchy wobec ciebie i paranoje, o której nie wie, że jest leczony– dodał i nie mogłam nic poradzić na to, że poczułam przykrość do Harry’ego.
On naprawdę potrzebował pomocy, znaczy, on nawet nie wiedział o niektórych ze swoich zaburzeń.
Ale nawet przez żal do niego, nie mogłam zaprzeczyć, że bardzo mnie zdenerwował. Harry nie był stabilny i mogłam powiedzieć, że byłam jego nową obsesją.
– Wiem, że to wiele, ale bądź pewna, panno Wright, nie skrzywdzi cię. Zadzwoń, jeśli będziesz nas potrzebowała, dobrze? – Kiwam głową. – Czy Harry usiłował zobaczyć się z tobą ponownie? – Zapytał, siadając naprzeciwko mnie.
– Uch, taa. Jutro chcę się ze mną spotkać – odpowiedziałam drżącym głosem, a on przytaknął.
– To twoja decyzja czy chcesz go zobaczyć czy nie. On cię lubi, panno Wright, więc zakładam, że miał na myśli randkę–
– Och, nie nie nie. Mam chłopaka– wyjaśniłam, przerywając mu.
Spojrzał na mnie przed zagryzieniem wargi i kiwnął.
– Czy Harry to wie? – zapytał, a ja przytaknęłam.
– Robił się zły, kiedy go wspominał i ostrzegał mnie, bym więcej się z nim nie spotykała. – wzdycham.
– Cóż, dam ci ten breloczek. Naciśnij guzik i przybędziemy bez wiedzy Harry’ego. – uśmiechnął się, wręczając mi mały, czarny przedmiot.
Dziękuję mu i wkładam to do kieszeni.
– Jeszcze jedno, jeśli jednak zdecydujesz się spotkać z Harrym, to w porządku. Tylko pamiętaj o tym.– powiedział i wskazał na obiekt w mojej kieszeni.
– Dziękuję za wszystko.– uśmiechnęłam się delikatnie, wstałam, kiedy odszedł.
– Oczywiście, panno Wright. Przychodź zawsze, kiedy będziesz musiała.- powiedział, przed tym jak podziękowałam mu, kolejny razi i wyruszyłam do domu.
Weszłam do środka i zablokowałam drzwi, odłożyłam kluczę, przed zdjęciem kurtki. Poszłam do kuchni i zrobiłam trochę makaronu. Wkroczyłam do salonu i włączyłam telewizor.
Mój umysł powrócił do Harry’ego. Mimo, że przestraszył mnie, było mi go żal i wiedziałam, że to ogromny błąd, ale chciałam wyjść z nim jutro wieczorem.
*~Harry~*
Kiedy zabrałem dzisiaj telefon Amelii, wysłałem z niego wiadomość do samego siebie. Miałem teraz jej numer, mogłem wysłać do niej powiadomienie.
Widzimy się jutro, kochanie. Dokładnie o osiemnastej. – H. xx
Uśmiechnąłem się do siebie, przed umieszczeniem telefonu na blacie i zmyciu naczyń po raz kolejny. Wytarłem je czystym ręcznikiem, przed odłożeniem ich na miejsce. Po upewnieniu się, że wszystko jest czyste, poszedłem do łazienki wziąć prysznic. Zdjąłem ubrania, po czym starannie je złożyłem. Kiedy woda osiągnęła trzydzieści cztery stopnie, wszedłem do kabiny prysznicowej i umyłem swoje ciało oraz włosy.
Osuszyłem się i owinąłem biały ręcznik wokół swoich bioder. Chwyciłem ubrania, umieściłem je w koszu na pranie. 
Przed ubraniem spodni od piżamy, dokładniej wytarłem swoje ciało ręcznikiem. Poszedłem do kuchni, by wziąć lekarstwa. Zobaczyłem białą, papierową torbę i otworzyłem ją. Były tam trzy pojemniczki i kartka papieru, która okazała się moją dokładną receptą:
Leki pana Harry’ego Edwarda Stylesa.
Urodzony: 1 lutego 1989
Płeć: Mężczyzna
Prozac (trzy tabletki, każdego ranka i wieczoru)
Olanzapina (jedna tabletka, każdego wieczoru)
Lit (dwie tabletki, każdego ranka i wieczoru)
Otworzyłem pojemniczek i wyjąłem z niego trzy kapsułki. Połknąłem je i popiłem wodą, z kolejnego wyjąłem jedną. Biorę również dwie tabletki z pudełeczka, które nie wiem na co było, ale Karen powiedziała, że muszę je brać.
Powiedziała, że będzie robiła mi testy krwi, przy każdej sesji i jeżeli nie wykaże, że zażywałem lekarstwa, dostanę ostrzeżenie. Za trzecim ostrzeżeniem, umieszczą mnie tam, gdzie poprzedniego roku. Nie mogłem tam wrócić. Byłem lepszy, ale nikt tego nie rozumiał.
Wszyscy byli przeciwko mnie i ja to wiedziałem. Wszyscy, z wyjątkiem Amelii. Była jedyną osobą, która nie osądziła mnie za wszystko, co złe, ponieważ nie wiedziała.
Nie wiedziała, co przechodziłem i nie wiedziała, co złego ze mną było. Chciałem to tak zostawić. Nie chciałem, by się dowiedziała, ponieważ współczułaby mi, a to ostatnia rzecz, którą chciałem. Wszyscy mieli do mnie żal i nienawidziłem tego. Nie chciałem jej współczucia. Była moją ucieczką.
Była piękną zagadką. Pragnąłem jej. Pragnąłem jej zawsze przy mnie. Pragnąłem jej chętnej, błagającej o mój dotyk i pocałunki. Chciałem ją pragnącej mnie, tak jak ja pragnąłem jej i mogłem dostać to, co chciałem.
Chciałem Amelie Wright, nawet, jeśli miałoby mnie to zabić. Inaczej, nie miałem, po co żyć.




(N/T) Heeej :D i jak rozdział? niby się coś dzieję, ale się nie dzieję... no ale następny będzie już ciekawszy ;)
zapraszam na aski mój i Transe ;)
a jeśli chcecie pisać coś o fixate to hashtag #fixatepl będzie mile widziany ;) chętnie poczytamy wasze opinie!
– Ziza

wtorek, 18 marca 2014

fourth

 – Chcesz wyjść? – spytałem ją, kiedy odsunąłem się trochę, a ona spojrzała na mnie oszołomiona.

– Żartujesz sobie? – zaśmiała się, przecierając wciąż tonące w łzach, oczy.

Gdy spojrzałem na nią w dół, zmarszczyłem brwi.

– Nie. Dlaczego miałbym żartować? – zdziwiłem się, gdy ta potrząsała głową.

– Jesteś cholernym psycholem – splunęła i odepchnęła mnie od siebie, poszukując swojego telefonu.

– Nigdy więcej tak mnie nie nazywaj – wyszeptałem ostro, wpatrując się w nią, gdy odbierała swój telefon.

– Co? Psychol? Taki jesteś. Jesteś psycholem – kipiała ze złości, a ja warknąłem.

~~*~~

– Co się dzieje, Styles? Nie wszystkie twoje pieprzone długopisy są w równej linii? – Jared zaśmiał się, zrzucając długopisy, które miałem starannie ułożone według koloru i daty posiadania – Cholera, chłopaki. Pójdzie na nas naskarżyć, bo rozwaliliśmy mu na biurku. – Zrobił udawaną kwaśną minę do swoich kumpli, zanim zaśmiał się i zgarnął jeden z moich folderów.

Przejrzał wzrokiem stronę kartki i zaśmiał się, a inny chłopak, Oliver, przejął folder do swoich rąk. Moje dłonie pod biurkiem zaciskały się w pięści, kiedy chłopak wyrwał jedną ze stron.

– Tylko popatrz na to, wszystko jest rozwalone. – Uśmiecha się cwaniacko i pochyla się, by stanąć ze mną twarzą w twarz. – I co z tym zrobisz, pokrako? – Zaśmiał się lekko, a ja chwyciłem go za kołnierz i przytrzasnąłem jego twarz do biurka.

Złapał za moje włosy i jednym ruchem ściągnął mnie na podłogę. Pięścią uderzyłem go w dole pleców i w kark, aż zawył z bólu. Kilku chłopaków odciągnęło mnie do tyłu i wtedy zobaczyłem co zrobiłem Olivierowi. Jego nos krwawił, tak samo jak usta, a przymknięte oczy nabrzmiały. Zasłużył na to. Oni wszyscy zasłużyli.

Pani Cartwright przybiegła i dysząc, podbiegła do Oliviera. Natychmiastowo spojrzała na mnie.
– Coś ty zrobił?! – splunęła na mnie z bezwłdanym Olivierem w ramionach. – Odejdźcie od niego, chłopcy – powiedziała szybko do tych, którzy wcześniej mi grozili.

Nie rozumiała. Nikt nie rozumiał.

– Jesteś cholernym psycholem, Styles – Jared warknął do mojego ucha, zanim popchnął mnie na siedzenie w pokoju dyrektora. Zabrano mnie do lekarza, a później zdiagnozowano zaburzenia dwubiegunowe.

~~*~~

Moja pięść uderzyła w ścianę, a oddech ucinał się, kiedy oderwałem dłoń od ściany, w której pozostała ogromna dziura.

– Nie masz najmniejszego pojęcia, Amelio – szepnąłem, a moja głowa przywarła do jej głowy i spajałem ją wzrokiem.

Cofnęła się i gdy znów do niej podszedłem, zaszlochała. Ułożyła dłonie na mojej piersi i przełknęła ślinę, a łzy toczyły się po jej policzkach.

– Przepraszam – zapłakała, cofając się tak daleko, jak tylko mogła.

– Nie wolno wyzywać ludzi od wariatów, moja droga, bo w pewnym momencie możesz mieć rację – warknąłem, ściskając jej szczękę w dłoni i zmuszając by na mnie spojrzała.

– Proszę, przestań – płacz wydarł się z jej ust, kiedy moja twarz przybliżyła się do jej.

– Będę tutaj jutro wpół do szóstej. Chcę żebyś czekała na mnie ubrana. Wyjedziemy coś zjeść i jeśli dowiem się, że byłaś choćby w pobliżu chłopaka, z którym się spotykałaś, cóż...  – zagryzłem wargę i potrząsnąłem głową, chichocząc chłodno. – Teraz myślisz, że jestem szalony? To tylko poczekaj – zagroziłem.

Amelia wstrzymała oddech, gdy mój palec sunął po jej twarzy, a następnie pod spodem brody, nim pozostawiłem na jej policzku pocałunek. Odsunąłem się od niej i odwróciłem, by następnie pozostawić jej drżące ciało za sobą.

– Widzimy się jutro, maleńka.

*~Amelia~*

– Harry Styles – powiedziałam do słuchawki. – Brązowe, kręcone włosy, zielone oczy, nieco więcej niż sto osiemdziesiąt centymetrów.

– Tak, proszę pani, znamy tego człowieka. Proszę podać mi zakres prześladowania – powiedział do mnie delikatnie, a ja kiwnęłam głową, wiedząc, że nie może zobaczyć, jak przejeżdżam dłonią po włosach.

– On, ech, on stale mnie śledzi i łapie mnie boleśnie. Wie gdzie mieszkam  i to jest niepokojące – zaskomlałam i przełknęłam ślinę, chodząc po mieszkaniu.

– Czy jest pani w stanie stawić się na komisariacie? Gdyż pan Styles nie jest w odpowiednim stanie psychicznym i musimy upewnić się, że jest pani wystarczająco bezpieczna – poinformował mnie, a ja znieruchomiałam.

Że co?

– C-co to oznacza? – spytałam drżącym głosem.

– Cóż, panno Wright, jestem pewien, że pani sama zgodzi się, że działania narzucone przez pana Stylesa są agresywne i nieco zaborcze. I dlatego chciałbym, żebyś stawiła się na komisariacie,  byś była całkowicie o wszystkim poinformowana i byśmy mogli podjąć się odpowiednich działań.

– Ja-ech dobrze. Będę tam za pół godziny – odpowiedziałam i policjant podziękował mi, zanim się rozłączyłam.

Chwyciłam płaszcz i związałam włosy, nim wyruszyłam na komisariat. Czekało mnie dwadzieścia minut spaceru, gdyż nie mam samochodu.

Czuję, że popadam w paranoję. Czuję, że Harry mnie obserwuje, śledzi mnie. Czuję na sobie jego oczy. Tak bardzo, że stale odwrcałam się w tył, by upewnić się, że nikogo za mną nie ma. Moje dłonie były wilgotne, a usta smakowały krwią od surowego zagryzania zębów na dolnej wardze.

Kiedy dotarłam na komisariat, ustąpiło wreszcie bolesne uczucie w brzuchu i w końcu poczułam się nieco bezpieczna. Podeszłam do recepcji, a kobieta za biurkiem spojrzała na mnie.

– Przyszłam zobaczyć się z sierżantem Stevensem – powiedziałam i kobieta pokiwała głową.

– Amelia Wright? – spytała, a ja pokiwałam głową, pokazując jej swój dowód. – Za chwilę porozmawia z tobą. – Uśmiecha się, a ja jej dziękuję i siadam na jednym z niebieskim krzeseł.

– Pani Wright? – słyszę pytający głos i unoszę wzrok, by zobaczyć starszego mężczyznę o około stu siedemdziesięciu pięciu centymetrach i niezwykle dobrze zbudowanym ciałem.

– Tak, to ja. – Przełknęłam ślinę i mężczyzna uśmiechnął się.

– Chodź za mną, kochana. Porozmawiamy o Harrym Stylesie.

*~Harry~*

– Badania krwi wykazały, że nie bierzesz leków, Harry – Karen westchnęła i pochyliłem się do tyłu w swoim krześle.

– Nie potrzebuję ich, wszystko ze mną w porządku – wymamrotałem, a Karen potrząsnęła głową.

– Harry, nie bez powodów podwoiłam ci dawkę lekarstw. Albo będziesz je brał, albo założę ci znów areszt domowy, nie jesteś bezpieczny sam na wolności.

– Której części w ‘Ze mną w porządku’ nie rozumiesz? – splunąłem.

– Nie jest z tobą w porządku. Możemy ci pomóc, ale musisz nam na to pozwolić. Nie chcę być zmuszona by przechodzić przez to, co zrobiliśmy w zeszłym roku – spróbowała mnie przekonać i zagryzłem wargę, potrząsając głową.


– Dobra. Wezmę te twoje pieprzone tabletki.


(N/T) Hej hej i jak się podoba? Trochę nudnawo... Chociaż mamy retrospekcję z życia Harry`ego.. Tak bardzo mi go szkoda. Gdybym była Amelią, tuliłabym go całymi dniami i troszczyła się o niego, aw. Jeśli macie jakiekolwiek pytania zapraszam na aska: mojego lub Zizy 

– Transe


czwartek, 13 marca 2014

third

*~Harry~*

Gdyż lubię wcześnie zaczynać dzień, kolejnego dnia obudziłem się wpół do siódmej. Zignorowałem powiadomienie o zażyciu leków i poszedłem do łazienki, by wziąć podwójny prysznic.

Ubrałem czerwoną, flanelową koszulę oraz czarne spodnie i ułożyłem włosy na żel. Nienawidzę, kiedy mam go na twarzy. Przeszedłem do kuchni i zrobiłem sobie miskę płatków zbożowych, a po skończeniu zmyłem miskę i odłożyłem ją na miejsce. Wróciłem do łazienki, by umyć zęby trzy razy.

Zamierzałem spotkać się dzisiaj z Amelią, więc postanowiłem umyć je po raz czwarty. Przed wyjściem z domu, upewniłem się, że mój wygląd jest zadowalający. Blokowałem i odblokowywałem drzwi trzy razy.

Kierowałem się w dół ulicy, gdzie mieszkała. Wiedziałem, że było dopiero wpół do ósmej, ale mogłem poczekać aż wstanie.

Dotarłem do budynku i wszedłem po schodach do jej apartamentu, a następnie zapukałem do drzwi. Czekałem pięć minut, ale nie dostałem odpowiedzi.

Powtórzyłem czynność trzydzieści cztery razy, nim zorientowałem się, że nie ma jej w środku. Gdzie ona do cholery jest?!

Zakładam, że była z tym chłopakiem. Co on takiego ma, czego ja nie mam? Dlaczego woli jego ode mnie? Powiedziałem jej jak bardzo mnie to wkurza, ale ona to olała.

Była samolubna i musiałem dać jej nauczkę.

~*~

Czekałem na nią osiem godzin.

Chodziłem w kółko po korytarzu, pukając co chwila w jej drzwi. Starsza kobieta wyszła i pytała się mnie czy wszystko dobrze. Oczywiście że nie; nic do cholery nie było dobrze. Amelia mnie unika.


*~Amelia~*

Około godziny czternastej trzydzieści, Dan podrzucił mnie pod dom, kiedy miała się zacząć jego nocna zmiana w pracy. Naprawdę nie widział mi się powrót do domu, ale byłam chyba paranoikiem.

Wyszłam z samochodu, zabrałam torbę i przed wejściem na górę, dałam Danowi szybkiego buziaka w usta.

Dotarłam na swoje piętro, a mój oddech się zatrzymał. Był tam. Złowieszczy uśmieszek rozprzestrzenił się na jego ustach, kiedy jego wzrok padł na mnie.

Zaczęłam się cofać i oddychałam ciężko, kiedy zaczął iść w moim kierunku.

– Gdzie idziesz, kochanie? – Uśmiechnął się.

Pisnęłam, kiedy szybko mnie dogonił.

– Dlaczego tu jesteś? – spytałam, mój głos był bardziej pewny niż ja się czułam.

– Przyszedłem, więc możemy spędzić ze sobą trochę czasu. Czekam na ciebie osiem godzin, a ty mnie wystawiłaś. – Pokręcił głową, zaciskając usta.

Był tu przez osiem godzin?! Musi być naprawdę pokręconym człowiekiem.

– Gdzie byłaś, Amelio? – zapytał nisko.

Przełknęłam ślinę, patrzyłam wszędzie tylko nie na jego twarz.  

– Ja, uch.. Byłam z moim przyjacielem – wymruczałam, kiedy jego palce dotknęły mojej brody.

– Amelio, mam ogromną nadzieję, że mnie nie okłamujesz. Nie chcę abyś to robiła –powiedział ostro.

On wie. Nie wiedziałam skąd, ale on wiedział.

– To i tak nie jest twoja sprawa – powiedziałam niepewnie, mój własny głos mnie zdradził.

Zaśmiał się chłodno.

To nie jest moja sprawa? splunął, a ja pokręciłam głową. To jest moja sprawa, kiedy wokół mojej dziewczyny, kręci się jakiś pieprzony facet.

Pisnęłam, kiedy warknął.

Nie jestem twoja odpowiedziałam i natychmiast tego pożałowałam.

Jego twarz natychmiast przybrała gniewny wyraz.

– Jesteś moja. Jeśli powiem, że jestem moja, to jesteś moja. Nie chcę ponownie widzieć cię z tym chłopakiem – zażądał, a ja się zaśmiałam.

– Jeśli chcę, to będę się z nim spotykać. I ty nie masz w tym nic do powiedzenia! – wykrzyczałam; krzyczałam coraz bardziej sfrustrowana do chłopaka, którego imię nadal nie było mi znane.

Pchnął mnie na ścianę, uderzając dłonią w miejsce obok mojej głowy.

– Mam tyle samo do powiedzenia. Nie sprawdzaj mnie, Amelio! – zakpił, a ja ujrzałam, jak bardzo był wściekły. – Teraz, daj mi swój telefon – zażądał.

Pokręciłam głową, nie mogłam wydusić z siebie słowa.

Ponownie uderzył pięścią w ścianę, przez co podskoczyłam, sięgnęłam po telefon i podałam mu go.

Przyglądałam mu się, kiedy ze skupieniem stukał coś na ekranie. Wykorzystałam moment, w którym był zajęty, by kopnąć go w krocze. Zgiął się, jęcząc głośno, nim dobiegłam do drzwi. Włożyłam klucze do zamka i mieszkanie.

– Amelia! – Kiedy ryknął, szybko zamknęłam drzwi.

Chwilę później usłyszałam głośny stukot, jego pięści w kółko uderzały w drewno.

– Zostaw mnie! – płakałam przez drzwi.

– Amelio, otwórz te pieprzone drzwi, albo tego pożałujesz! – krzyknął, a ja odeszłam od drzwi, łzy popłynęły po moich policzkach w dół twarzy.

Chciałam zadzwonić po policję, uświadomiłam sobie, że mój telefon jest na zewnątrz.

– Cholera – mruknęłam, wycierając oczy, kiedy pukanie ustało.

– Amelia, proszę, otwórz drzwi. Nie zamierzam cię skrzywdzić – powiedział delikatnie przez powłokę drzwi.

Muszę je otworzyć, by odzyskać telefon i zwątpiłam, że chłopak odpuści.

Skradłam się do drzwi i otworzyłam  trzęsącymi się dłońmi. Po uchyleniu ich ujrzałam człowieka, który jeszcze przed minutą mi groził. Chwilę mi się przyglądał, po czym pociągnął mnie w swoje ramiona i przytulił swoją twarz do moich włosów, przed złożeniem tam całusa. Byłam w szoku, a moje ramiona wciąż pozostawały przy moim ciele. Nie chcę być w jego pobliżu, nie mówiąc już o przytulaniu go.

– Harry Styles –wymruczał w moje włosy.

– Co? – zapytałam, z twarzą wciśniętą w jego pierś.

Potężne ramiona owinął wokół mnie, a jego długie palce wędrowały po moich plecach. Kiedy jego dłoń wsunęła się pod moją koszulkę i dotknęła nagich pleców, z moich ust wydobył się cichy jęk.

Tak się nazywam; Harry Styles.


(N/T) mamy trójeczkę :D końcówka rozdziału mnie zabiła, a was? egusdhgxvmbceysisgdf h

– Ziza

wtorek, 11 marca 2014

second

– K-kim jesteś? – wyjąkała.

Jej oczy spijały moją sylwetkę.

– Nie pamiętasz mnie? Siedziałaś przy moim stole kilka tygodni temu.

Uśmieszek zamajaczył na mojej twarzy, gdy dziewczyna przypomniała sobie o mnie.

– Och, t-taak. – Zachichotała nerwowo. – Potrzebujesz czegoś?

– Jak masz na imię?

Jeśli poznam jej imię, mógłbym mieć na nią oko.

– Amy. – Uśmiechnęła się nieśmiało z paniką błyszczącą w oczach.

– To skrót od Amelia? – zapytałem.

Potrzebowałem jej pełnego imienia. Niepewnie pokiwała głową, na co uśmiechnąłem się zadowolony.

Amelia, takie piękne imię.

– A nazwisko?

– To nie jest zbyt komfor...

– Nie zamierzam się powtarzać. Jak masz na nazwisko? – warknąłem, przerywając jej.

Amelii wyrwało się miękkie skomlenie i zdałem sobie sprawę, jak blisko niej się znajdowałem.

– Wright, Amelia Wright. – powiedziała, zaczerpując wielkim haustem powietrza.

Pokiwałem głową, zanim szeroko się uśmiechnąłem. Moja dłoń powędrowała do jej policzka i ułożyłem na nim kciuk; jest taka piękna. Zadrżała pod moim dotykiem i rzuciłem okiem w dół na telefon w jej dłoni.

– Co ty robisz?! – splunąłem gniewnie, wyrywając przedmiot z ręki dziewczyny i spojrzałem na wyświetlacz, na którym widniał numer policji.

Rozłączyłem połączenie i wbiłem w nią wzrok.

– Tak bardzo się dla ciebie staram, Amelia, ale ty to utrudniasz.

– Przepraszam...

– Wiesz, jak długo czekałem na ciebie przed kawiarnią? Przestałem tam dwa tygodnie, oczekując, że będziesz tamtędy przechodzić i zrobiłaś to, ale z innym facetem. – Moje palce zacisnęły się wokół telefonu. – Czy masz pojęcie, jak bardzo mnie to rozwścieczyło, Amelio? No dalej, zgadnij – wyszeptałem z uśmieszkiem.

– Nie mam pojęcia – odpowiedziała płaczliwym głosem, pozostawiając w ustach zduszony szloch.

– Bardzo... Bardzo mnie to zdenerwowało. – Wziąłem gwałtowny oddech, zanim przesunąłem się do ściany i spojrzałem w dół na telefon. Podałem go dziewczynie, a ta przejęła urządzenie niepewnie. – Widzimy się jutro, Amelio Wright. – Uśmiechnąłem się, zanim pochyliłem się nad jej ciałem i ucałowałem ją w czoło, po czym dziewczyna zadrżała.

Odwróciłem się i odszedłem, schodząc na dół po schodach i obierając kierunek do domu. Poznałem jej imię i dowiedziałem się, gdzie mieszka. Mogę odwiedzać ją teraz, kiedy chcę i trzymać z dala od tamtego chłopaka. Jest taka piękna, taka śliczna. Jednakże jest też niewdzięczna i będę musiał poukładać ją, gdy jutro się spotkamy. Spędziłem dwa tygodnie na poszukiwaniu jej, a ta odwdzięcza mi się jakimś innym pieprzonym facetem.

Moje pięści zacisnęły się, gdy powróciłem do mieszkania, wycierając dwa razy buty o wycieraczkę, nim odblokowałem drzwi.  Zamknąłem je za sobą i zablokowałem, odblokowałem, zablokowałem, odblokowałem i w końcu zablokowałem ostatecznie. Musiałem mieć dokładną pewność, że moje drzwi są zamknięte.

Zdjąłem ubrania, zanim umieściłem je w pralce i chwyciłem szklankę z wodą. Przeszedłem przez nieskazitelnie czyste mieszkanie i wszedłem do sypialni, po czym wspiąłem się na swoją część łóżka i ułożyłem się na plecach, pogrążając umysł w śnie z myślami osnutymi Amelią Wright.


*~Amelia~*


– Widzimy się jutro, Amelio Wright. – Nieznajomy uśmiechnął się, zanim ucałował mnie w czoło.

Zadrżałam, gdy odszedł, a następnie zanurzyłam dłonie w poszukiwaniu kluczy. W momencie wprowadziłam je do zamka i otworzyłam drzwi. Weszłam do środka, szybko zablokowałam je za sobą i sprawdziłam wizjer; czysto.

Kimkolwiek ten popapraniec był – był szalony.

Bezzwłocznie wybrałam numer Dana i czekałam, aż odbierze. Moja noga stuknęła nerwowo w drewnianą podłogę. Nie mogłam zostać tu na noc, bynajmniej nie sama. Na szczęście, odebrał po czwartym sygnale.

– Amy, co jes...

– Przyjedź po mnie – przerwałam mu, a on westchnął.

– Co się dzieje? – spytał z odrobiną irytacji w głosie.

Przewróciłam oczami.

– Po prostu przyjdź i mnie stąd zabierz, Dan. Nie jestem w nastroju – syknęłam, trzymając telefon przy ramieniu i przykładając do ucha, kiedy wkładałam ubrania na jutro do torby.

– Dobra, będę tam za dziesięć minut – mówiąc to, odłożył słuchawkę.

Zbiegłam na dół po schodach z torbą przełożoną przez ramię i zobaczyłam jego zaparkowany samochód. Pokonałam drogę do niego i wślizgnęłam się do środka, zatrzaskując za sobą drzwi i zamykając pas, kiedy ruszyliśmy.

– A teraz powiesz mi co się dzieje? – Dan uniósł brwi brwi.

– Jakiś wariat mnie śledzi – wyjaśniłam z oczami utkwionymi przed siebie.

– Ściemniasz. Jaki jest prawdziwy powód? – Zaśmiał się, a ja zacisnęłam szczękę.

– To jest właśnie prawdziwy powód – parsknęłam, kiedy podjechaliśmy pod jego dom.

Zanim Dan mógł odpowiedzieć, wyszłam z auta i podeszłam pod drzwi, otwierając je i wchodząc do środka. Mój chłopak nigdy się nie zamyka

Rzuciłam torbę na podłogę i przebiegłam dłonią po włosach do ramion.

– Hej, Amy, przepraszam. Chodźmy po prostu do łóżka, co? – Uśmiechnął się łagodnie i poczułam, jak cała się rozpromieniam, zanim kiwnęłam głową, a Dan poprowadził mnie na górę po schodach.

Rozebrawszy się oboje z ubrań, wdarliśmy się na łóżko. Dan trzymał mnie blisko siebie, gdy przymknęłam oczy. Kołdrą okryłam się, aż do podbródka i z całych sił próbowałam usnąć, ale nie mogłam przestać myśleć, że tamten facet wie gdzie mieszkam. Nie czuję się bezpiecznie i jeśli zobaczę go jutro, pójdę na policję.

Z tym chłopakiem nie jest w porządku. Żadna normalna osoba nie zrobiłaby tego co on. Z nim nie jest w porządku.


Nic o nim nie wiedziałam, ale zdaje się, że on wie wiele o mnie. Nie podoba mi się to i nie podoba mi się on.


(N/T) Witajcie pod dwójką. Spodobała się? Wreszcie wiemy, jak nazywa się piękna, brązowooka. Jeśli ktoś czeka na zakładkę z bohaterami, to niebawem się pojawi (w przeciągu godziny). Dopiero teraz będę ją dodawać, ponieważ chciałam, byście poznali imię głównej bohaterki z teksty, a nie zakładki. Piszcie, co sądzicie! 

– Transe

niedziela, 9 marca 2014

first

– Wszystko czego chcę to odpowiedź na jedno, proste, pieprzone pytanie. Jak jej na imię? – Trzasnąłem pięścią w stary, drewniany blat.

Do cholery, ten facet pochłaniał ostatki moich nerwów.

– Przepraszam, proszę pana, ale nie możemy ujawniać tego typu informacji. Musimy zachować poufność wobec klientów – wyjaśnił, a ja zacisnąłem szczękę.

Bez chwili namysłu zrzuciłem wszystko ze stolika; długopisy, notesy, karty – wszystko co się na nim znajdowało. Wszyscy w restauracji zamilkli, a jedynym odgłosem był mój nieregularny oddech.

– Musi się pan uspokoić...

– Nie waż się tak do mnie mówić. – Gotuję się ze złości, praktycznie całe moje ciało trzęsie się we wściekłości.

Na zewnątrz rozbrzmiewały syreny.

– Wezwałeś policję? – zachichotałem chłodno.

Gdy moje intensywne wpatrywanie się w tego faceta, wywarło na nim zbyt dużą presję, zadrżało jego jabłko adama.

– Harry, musisz z nami iść, chłopie – powiedział jeden ze znajomo wyglądających policjantów.

– To jego wina! Nie chce mi podać jej jebanego imienia! – ryknąłem i popchnąłem go tak, że wpadł na kilku masywnych oficerów.

Jak oni w ogóle śmiali.

Broniłem się, czując przeszywający ból na szyi. Gdy zobaczyłem strzykawkę wbijaną w mój kark, potrząsnąłem głową. Po chwili zaczęły zanikać zmysły, a wzrok blaknąć.

~*~

– Harry? Harry? – usłyszałem kobiecy głos.

Próbowałem otworzyć oczy, ale mój umysł był zamglony.

Znów mnie czymś naćpali.

Niespójne słowa wypadły z moich ust, kiedy oczy migotały. Całe moje ciało zdrętwiało. Cokolwiek mi podali, było mocne.

– Gd-gdzie ja jestem? – wychrypiałem.

 Jasne światło przebiło się przez moje rzęsy, wprawiając moją twarz w grymas.

– Jesteś w szpitalu, Harry – wypełnij mnie czyjś głos.

Brzmiał bardzo znajomo.

Kiedy wróciły mi siły, otworzyłem oczy, by ujrzeć Karen – moją lekarkę.

Była ostatnią osobą, którą chciałem teraz ujrzeć.

– Wiesz dlaczego jesteś pod wpływem narkotyków, Harry? – Karen spytała, a ja pokręciłem głową.

– Nie, nie zrobiłem nic złego. Tylko prosiłem o nazwisko. Chciałem dowiedzieć się, jakie jest jej imię… – przerwałem, bo moje myśli powróciły do tamtej dziewczyny z przepięknym ciałem.

– Jej? – Karen zesztywniała.

– Tak, jej – powiedziałem, unosząc wzrok, by spojrzeć na nią po raz pierwszy tego dnia.

– To niebezpieczne, Harry. Zawiadomię policję, by mieli na ciebie oko. Chyba nie chcesz znów mieć areszt domowy? – spytała, a ja pokręciłem głową. – Więc skończ z tymi obsesyjnymi myślami. Zamierzam podwoić ci dawkę leków – powiedziała spokojnie i troskliwie.

Ją to nie obchodziło. Nikogo nie obchodziło.

– Ja nie, nie interesuję się tą dziewczyną – skłamałem.

Westchnęła.

– Ciągle usiłuję ci pomóc, Harry – powiedziała, wstając. – Widzimy się we wtorek na sesji. – Wychodząc z pokoju, uśmiechnęła się delikatnie.

Mogłem dostrzec jeszcze, jak rozmawiała z pielęgniarką, a potem zniknęła już za rogiem.

Pielęgniarka wyszła ze schowka, jej oczy skanują pomieszczenie przed spojrzeniem na mnie.

– Jest pan wolny, panie Styles. Pański doktor wypisał formularz zwolnienia. – Uśmiechnęła się sympatycznie.

Nie potrzebuję jej sympatii, potrzebuję tej dziewczyny.

~*~

Po zabraniu lekarstw i wyrzuceniu ich do najbliższego śmietnika, ruszyłem do domu. Nie potrzebowałem ich. Nie byłem chory; wszystko ze mną w porządku. Uwzięli się na mnie, wiem to. Oni nie chcieli. Nie chcieli mojego szczęścia; to dlatego nie podali mi jej imienia.

Krążyłem po swoim salonie, szarpiąc włosy aż do cebulek. Musiałem zobaczyć ją ponownie. Będę czekał na nią przed kawiarnią. Nie w kawiarni, ponieważ byłem pewien, że ją odstraszyłem, ale któregoś dnia na pewno będzie tamtędy przechodzić. Będę na nią czekał.

~*~

Minęły dwa tygodnie, a ja wciąż jej nie spotkałem. Nie ma po niej ani śladu. Czekałem na nią przed kawiarnią od dziesiątej do siedemnastej, a mrok zapadał coraz wcześniej i wcześniej wraz z upływającym czasem.

Szesnasta czterdzieści siedem.

Ujrzałem ją po drugiej stronie ulicy.

Była tam z innym, trzymali się pod ramię, kiedy szli i zanosili się śmiechem. Czułem zaciskające się wnętrzności i nim zorientowałem się co robię, śledziłem ich, zachowując odpowiednią odległość.

Wraz z ich dotarciem pod blok po drugiej stronie miasta, zakończyło się moje śledzenie. Zrobiło się już całkowicie ciemno, a ja tego nie lubiłem. Była siedemnasta dwanaście i powinienem być już w domu.

Chłopak pochylił się i pocałował ją w usta, a ta uśmiechnęła się do niego. Odsunęli się od siebie, a chłopak dał jej ostatniego buziaka, zanim się odwrócił.

Byłem wściekły.

Kiedy weszła do klatki, chłopak odszedł, Podążyłem za nią szybko, a moja wściekłość wzrastała. Dziewczyna wchodziła po schodach, a ja cichutko szedłem za nią, obserwując jak wspina się na trzecie piętro. Jej tyłek z bliska wyglądał niesamowicie.

Zatopiłem zęby w dolnej wardze, gdy powstało we mnie wyobrażenie, jak ją pieprzę i czucie jej paznokci wbijających się w dół moich pleców.

Gdy mój oddech przyśpieszył, odwróciła się szybko, a panika ogarnęła jej piękna twarz. Westchnęła.

Wtedy pomyślałem o facecie, który z nią był. Założę się, że brał ją w ten sposób. Założę się, że miał ją we wszystkie noce, tak długo jak chciał i założę się, że bardzo chętnie mu się oddawała. Będzie żałowała, że z nim była. Ona była moja.

Moja.


(N/T) Hej hej hej, jestem Zizaaa, będę się podpisywała Zizaaa, i to zabrzmiało jak u louisowa1D omg
oki ja tu się nie mogę pozbierać po pierwszym rozdziale, mam nadzieję, że się wam spodobało
a więc komentujcie bo to motywuje jak łapki w grę na youtubie :D

– Zizaaa x

Obserwatorzy