*~Amelia~*
– Mam nadzieję, że to zrozumiałaś.
Nie jestem w stanie opowiedzieć ci całej historii pana Stylesa. Są to poufne
informacje, ale wszystko, co powiedziałem, powinno pomóc ci ujrzeć, dlaczego
jest on taki wobec ciebie. – Pokiwałam głową, kiedy sierżant Stevens to
powiedział.
– Cóż, pan Styles… Harry– poprawił
samego siebie, jego duża dłoń przebiegła po jego łysinie.– Cierpi na ZOK.
Wiesz, co to jest?
– Zaburzenia obsesyjno-kompulsywne?
Myślałam, że ludzie, którym to dolega, mają manie na punkcie bałaganu i
zarazków?– Zapytałam nieświadomie, a on zachichotał cicho.
– Nie, moja droga. ZOK może mieć
wpływ na wiele różnych rzeczy, również takie, o których przed chwilą ci
powiedziałem. Sprawia, że ludzie mają obsesję na punkcie rzeczy, a nawet ludzi.
Ich myśli obejmuje, jak ty to powiedziałaś… mania na punkcie człowieka, na
którego ma się obsesję. Staję się to czymś na rodzaj… fiksacji. – Pokiwałam
niepewnie głową, kiedy on wyjaśnił.
Moje tętno wzrastało, z każdym
wypowiedzianym słowem.
– I myślisz, że Harry czuje to do
mnie? – Wyszeptałam, moje dłonie zrobiły się mokre od potu.
– Tak, mam powód by tak twierdzić.
To nie pierwszy raz, kiedy Harry się tak zachowywał i zwykle, pomoc mu, zajmuje
kilka lat.
Pokiwałam powoli
głową. Przetwarzałam każde słowo, które wyszło z jego ust. Lata? O mój Boże.
– Ma również zaburzenie
dwubiegunowe, które są wyjaśnieniem jego wybuchy wobec ciebie i paranoje, o
której nie wie, że jest leczony– dodał i nie mogłam nic poradzić na to, że
poczułam przykrość do Harry’ego.
On naprawdę potrzebował pomocy,
znaczy, on nawet nie wiedział o niektórych ze swoich zaburzeń.
Ale nawet przez żal do niego, nie
mogłam zaprzeczyć, że bardzo mnie zdenerwował. Harry nie był stabilny i mogłam
powiedzieć, że byłam jego nową obsesją.
– Wiem, że to wiele, ale bądź
pewna, panno Wright, nie skrzywdzi cię. Zadzwoń, jeśli będziesz nas
potrzebowała, dobrze? – Kiwam głową. – Czy Harry usiłował zobaczyć się z tobą
ponownie? – Zapytał, siadając naprzeciwko mnie.
– Uch, taa. Jutro chcę się ze mną
spotkać – odpowiedziałam drżącym głosem, a on przytaknął.
– To twoja decyzja czy chcesz go
zobaczyć czy nie. On cię lubi, panno Wright, więc zakładam, że miał na myśli
randkę–
– Och, nie nie nie. Mam chłopaka–
wyjaśniłam, przerywając mu.
Spojrzał na mnie przed
zagryzieniem wargi i kiwnął.
– Czy Harry to wie? – zapytał, a
ja przytaknęłam.
– Robił się zły, kiedy go
wspominał i ostrzegał mnie, bym więcej się z nim nie spotykała. – wzdycham.
– Cóż, dam ci ten breloczek.
Naciśnij guzik i przybędziemy bez wiedzy Harry’ego. – uśmiechnął się, wręczając
mi mały, czarny przedmiot.
Dziękuję mu i wkładam to do
kieszeni.
– Jeszcze jedno, jeśli jednak
zdecydujesz się spotkać z Harrym, to w porządku. Tylko pamiętaj o tym.–
powiedział i wskazał na obiekt w mojej kieszeni.
– Dziękuję za wszystko.–
uśmiechnęłam się delikatnie, wstałam, kiedy odszedł.
– Oczywiście, panno Wright.
Przychodź zawsze, kiedy będziesz musiała.- powiedział, przed tym jak
podziękowałam mu, kolejny razi i wyruszyłam do domu.
Weszłam do środka i zablokowałam
drzwi, odłożyłam kluczę, przed zdjęciem kurtki. Poszłam do kuchni i zrobiłam
trochę makaronu. Wkroczyłam do salonu i włączyłam telewizor.
Mój umysł powrócił do Harry’ego.
Mimo, że przestraszył mnie, było mi go żal i wiedziałam, że to ogromny błąd,
ale chciałam wyjść z nim jutro wieczorem.
*~Harry~*
Kiedy zabrałem dzisiaj telefon
Amelii, wysłałem z niego wiadomość do samego siebie. Miałem teraz jej numer,
mogłem wysłać do niej powiadomienie.
Widzimy się jutro, kochanie. Dokładnie o osiemnastej. – H. xx
Uśmiechnąłem się do siebie, przed
umieszczeniem telefonu na blacie i zmyciu naczyń po raz kolejny. Wytarłem je
czystym ręcznikiem, przed odłożeniem ich na miejsce. Po upewnieniu się, że
wszystko jest czyste, poszedłem do łazienki wziąć prysznic. Zdjąłem ubrania, po
czym starannie je złożyłem. Kiedy woda osiągnęła trzydzieści cztery stopnie,
wszedłem do kabiny prysznicowej i umyłem swoje ciało oraz włosy.
Osuszyłem się i owinąłem biały
ręcznik wokół swoich bioder. Chwyciłem ubrania, umieściłem je w koszu na
pranie.
Przed ubraniem spodni od piżamy,
dokładniej wytarłem swoje ciało ręcznikiem. Poszedłem do kuchni, by wziąć
lekarstwa. Zobaczyłem białą, papierową torbę i otworzyłem ją. Były tam trzy
pojemniczki i kartka papieru, która okazała się moją dokładną receptą:
Leki pana Harry’ego Edwarda Stylesa.
Urodzony: 1 lutego 1989
Płeć: Mężczyzna
Prozac (trzy tabletki, każdego ranka i wieczoru)
Olanzapina (jedna tabletka, każdego wieczoru)
Lit (dwie tabletki, każdego ranka i wieczoru)
Otworzyłem pojemniczek i wyjąłem z
niego trzy kapsułki. Połknąłem je i popiłem wodą, z kolejnego wyjąłem jedną.
Biorę również dwie tabletki z pudełeczka, które nie wiem na co było, ale Karen
powiedziała, że muszę je brać.
Powiedziała, że będzie robiła mi
testy krwi, przy każdej sesji i jeżeli nie wykaże, że zażywałem lekarstwa,
dostanę ostrzeżenie. Za trzecim ostrzeżeniem, umieszczą mnie tam, gdzie
poprzedniego roku. Nie mogłem tam wrócić. Byłem lepszy, ale nikt tego nie
rozumiał.
Wszyscy byli przeciwko mnie i ja
to wiedziałem. Wszyscy, z wyjątkiem Amelii. Była jedyną osobą, która nie
osądziła mnie za wszystko, co złe, ponieważ nie wiedziała.
Nie wiedziała, co przechodziłem i
nie wiedziała, co złego ze mną było. Chciałem to tak zostawić. Nie chciałem, by
się dowiedziała, ponieważ współczułaby mi, a to ostatnia rzecz, którą chciałem.
Wszyscy mieli do mnie żal i nienawidziłem tego. Nie chciałem jej współczucia.
Była moją ucieczką.
Była piękną zagadką. Pragnąłem
jej. Pragnąłem jej zawsze przy mnie. Pragnąłem jej chętnej, błagającej o mój
dotyk i pocałunki. Chciałem ją pragnącej mnie, tak jak ja pragnąłem jej i
mogłem dostać to, co chciałem.
Chciałem Amelie Wright, nawet,
jeśli miałoby mnie to zabić. Inaczej, nie miałem, po co żyć.
(N/T) Heeej :D i jak rozdział? niby się coś dzieję, ale się nie dzieję... no ale następny będzie już ciekawszy ;)
zapraszam na aski mój i Transe ;)
a jeśli chcecie pisać coś o fixate to hashtag #fixatepl będzie mile widziany ;) chętnie poczytamy wasze opinie!
– Ziza